Tak
wiem, wstyd i hańba. Od poprzedniego rozdziału minęło … hmm… dużo czasu. Ale
wiecie jak to jest kiedy wie co się chce napisać a nie możesz tego ubrać w
słowa, albo wręcz odwrotnie masz wielki zapał do napisania czegoś a tu bach!
nie masz pomysłu. Ogólnie rozdział był już napisany trzy tygodnie temu, ale
Internetu nie mam i przy dobrych wiatrach będę go miała dopiero na Nowy Rok. Mam
pewien pomył na to opowiadanie i już wiem co chce napisać, na czym będzie
głównie się skupiało, ale ni hu hu nie wiem jak do tego dobrnąć. Rozdział nie
jest najlepszy, tak w ogóle to nie jestem z niego zadowolona. Jest nudny i
szkoda gadać, ale końcówka mi się podoba i radzę ją zapamiętać, bo jest dość
ważna. I pewnie już nikt tego opowiadania nie będzie czytał i straciliście do
mnie szacunek i cierpliwość. No ale… jak coś się zaczęło, trzeba to dokończyć.
Co do odstępów między rozdziałami, to postaram się pisać szybciej, ale niczego
nie obiecuję, bo wolę pisać długo i napisać coś lepszego, a nie pisać w
pośpiechu i podać Wam coś okropnego. Ale następny rozdział jest już w połowie
napisany, więc może dodam przed świętami. Dobrze już koniec mojego
monologowania.
Rozdział dedykuję
Wam wszystkim, którzy jeszcze nie przestali czekać na następny rozdział.
Pozdrawiam
Literka.
ROZDZIAŁ
7
Choć nie w pełni zdrowa, Eleonor
opuściła Skrzydło Szpitalne i została przeniesiona do Nory, gdzie poznała całą,
wesołą gromadkę Weasleyów. W czasie swej dalszej rekonwalescencji miała czas na
rozmyślanie o wszelkich rzeczach zaprzątających jej głowę. Nie wiedziała jak
dalej będzie wyglądało jej życie. Ciągle myślała o swoich rodzicach. O
ewidentnie nadciągającej zimnej wojnie. Aby nie zamartwiała się za bardzo
Ginny, najmłodsza latorośl państwa Weasley próbowała odciągnąć ją od trapiących
jej lękach i niepokojach. Dziewczyny zaprzyjaźniły się.
Przez całe wakacje do Nory przybywali
różni członkowie Zakonu Feniksa, a tym samym Eleonor poznała wiele osób, które
cały czas składali jej kondolencje i mówili jaka jest podobna do ojca. Miała tego
wszystkiego dość, dlatego przez prawie całe dnie przesiadywała w pokoju
przeznaczonym dla niej czytając różne książki.
Na początku sierpnia zaczęło
się dziać z nią coś dziwnego… złego. Jej śniada cera poczęła bladnąć, jej
brązowe oczy coraz bardziej bladły przybierając kolor biały, aby potem
ściemnieć do koloru pustej i chłodnej czerni. Była wychudzona i choć pani
Weasley wciskała w nią możliwie jak najwięcej jedzenia ona nie była w stanie
przybrać na wadze. Jej krótkie włosy w bardzo szybkim tempie odrosły i jeszcze
bardziej ściemniały, a jej usta miały nienaturalną purpurowo-siną barwę. Ale
nie tylko zewnętrznie się zmieniała. Zachowywała się bardzo oschle i automatycznie.
Do nikogo się nie odzywała, nawet do Ginny, z którą wcześniej chętnie
gawędziła. Ani razu nie zagościł na jej twarzy uśmiech. Była jak widmo, chociaż
należała do świata żywych. Potem niepokojące objawy zaczęły ustępować, a
Eleonor wewnętrznie była tą samą dziewczyną co wcześniej. (wygląd się nie
zmienił przyp. Autora)
Był
koniec sierpnia. Wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami do zbliżającej się
szkoły i niepokojącymi wiadomościami, które docierały z wszystkich stron
świata. Nikt nie zajął się dziwną przypadłością Elle. Nikt nie przypuszczał do
czego to doprowadzi.
* * * * * * * * * * * * *
Zamaszystymi i hardymi ruchami
zawiązywał swoje glany. O zachodzie
słońca przygotowywał się do ruszenia na misję. Gdy był już gotowy po raz
ostatni spojrzał na horyzont i teleportował się do niemieckiej posiadłości
Residenz Anhänger.
-
Witaj Lukasie – powiedział, gdy chłopak trochę starszy od Draco otworzył przed
nim czarne wrota prowadzące do drzwi wejściowych rezydencji.
-
Draco? Co cie sprowadza w te strony?
-
Mam pewną sprawę. – powiedział, a Lukas otworzył szerzej drzwi, aby go wpuścić.
Weszli do ogromnego holu i zaczęli iść do salonu. – Jest może senior Michael
(po niemiecku czyt. Misiael).
-
Jest. Co prawda w kiepskim zdrowiu i jeśli będziesz chciał się czegoś
dowiedzieć to chyba na próżno tu przybyłeś, bo na stare lata człowiekowi
odwala. Wiesz… on nie chce nic mówić. Robi jakieś dziwne protesty. Dobra, ale
może ci się uda – dopowiedział, gdy byli już na trzecim piętrze przy komnacie seniora
rodu Anhänger’ów. Chłopak otworzył powoli drzwi i sam wszedł pierwszy. –
Dziadku, patrz kto przyjechał – pokazał na Dracona, który się przywitał, na co
starszy pan odwrócił głowę, dając znak, że nie ma ochoty na rozmowę. Lukas
wzrokiem życzył pomyślności w rozmowie i bez słowa wyszedł. Draco został sam na
sam z seryjnym mordercą, który pięćdziesiąt lat temu był jednym z największych
czarnoksiężników w szeregach Voldemorta. Który na pewno wiedział gdzie jest
druga Szafka Zniknięć.
Po dobrze wykonanej robocie, dzięki
której w końcu dowiedział się gdzie znajduje się ta cholerna Szafka,
teleportował się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu poszedł do baru gdzie zamówił
Ognistą i usiadł w najbardziej oddalonym od wejścia stoliku i w cieniu
rozmyślał o powierzonym mu zadaniu.
Było już sporo po północy gdy
postanowił teleportować się do rodzimej rezydencji. Tam czekała na niego (nie)
miła niespodzianka w postaci Astorii Greengrass, która jak tylko dowiedziała
się o śmierci jego matki postanowiła przybyć go pocieszyć.
W sumie to nie wiedział
dlaczego jeszcze byli razem. Nie kochał jej, choć ona kochała jego. To było coś
w rodzaju przyzwyczajenia. Mimo to nie chciał kończyć tego związku, bo
wiedział, że dziewczyna by się załamała, a nie chciał aby i ona straciła
nadzieję jak on. Przecież w takich czasach nadzieja to jedyna podpora ludzi, a
Draco był nadzieją Astorii.
-
Tak mi przykro – powiedziała i rzuciła się mu w ramiona.
-
Taaa… mnie też… – odrzekł chłodno, pocałował i ciszej dodał wtulając twarz w
jej ciemne włosy – mnie też.
* * * * * * * * * * * * *
Siedział na swym tronie. I w myślach
knuł plan, którego pierwsze kroki już zrobił. Cały czas bawiąc się swoją
różdżką myślał co zrobi ze swą zdobyczą. Ale to już była kwestia jego wyobraźni.
Komnatę wypełniło echo jego szyderczego wręcz obrzydliwego śmiechu, którym
spuentował swój genialny pomysł.
-
Już jest moja… Mogę zrobić z nią co chce. JEST MOJA. A teraz baw się mała, póki
jeszcze możesz.
Aż nie mogę uwierzyć, że takie arcydzieło napisała moja przyjaciółka... jaką ja mam zdolną koleżankę!
OdpowiedzUsuńopisy, dialogi... świetnie ci to wyszło :) Brawo!!
No i w końcu wróciłaś! Rozdział świetny. Założę się o z o 5 galeonów że ta "przypadłość" to sprawka voldzia... Co on z nią chce zrobić? Czekam na nexta! :)
OdpowiedzUsuńWeny,
Potterhead
Rozdział krótki, ale ciekawy. Zaintrygowała mnie przypadłość Eleonor w szczególności, że zaznaczyłaś, iż do czegoś doprowadzi. Tylko do czego? Jak bardzo wpłynie na rzeczywistość bohaterów? Mam nadzieję niedługo się o tym przekonać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie - Cichy zabójca
Genialne naprawdę!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że takie krótkie.
Od samego początku zaintrygowała mnie Elanor.
Dość niezwykła przypadłość i czy w jakiś sposób nie skomplikuje jej życia?
Już na samym początku pokazałaś prawdziwą klasę i możesz być śmiało dumna z tego opowiadania.
pozdrawiam serdecznie.
Bardzo fajny rozdział, jestem tutaj pierwszy raz i od razu zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie. Chciałbym przeczytać pozostałe rozdziały i mam nadzieję, że mi się uda....
OdpowiedzUsuńŚwietnie pisana historia, brawo! :)
mlwdragon.blogspot.com
historiaadam.blogspot.com
boskie
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://black--is--beauty.blogspot.com/