I
znowu Was przepraszam, wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale nie miałam czasu
i nie miałam możliwości wstawienia go tutaj, bo nie wiecie, ale już teraz
będziecie wiedzieli, że ja w domu Internetu nie mam. Tak, tak, śmiejcie się,
śmiejcie. No cóż nie chciało mi się uczyć i to są tego skutki.
Chciałabym
się zapytać czy myślicie, że potrzebuję bety? Odpowiedzcie proszę.
I
już Was pocieszam, że ten i jeszcze jeden rozdział i zaczynamy akcję, bo w tych
rozdziałach jej nie ma, a są po prostu dopowiedzeniem, dopełnieniem w fabule
(czy jakoś tak).
A
teraz zapraszam na rozdział 5.
Pozdrawiam
Literka
ROZDZIAŁ
5
Otworzyła
leniwie oczy, choć w tej czynności bardzo przeszkadzały ociężałe powieki.
Zamrugała szybko parę razy. Była w dużej, czystej sali z wieloma oknami, przez
które do pomieszczenia wpadały wielkie snopy światła rażąc ją w oczy, które
dawno nie widziały światła dziennego. Stało tam dużo pustych, starannie
zasłanych łóżek stojących po dwóch stronach od wejścia. Podniosła się do
pozycji siedzącej.
-
Jestem już w niebie! Nareszcie! –
pomyślała, z błogim uśmiechem opadła na poduszkę i ponownie zamknęła oczy. Po
chwili usłyszała kroki zbliżające się w jej stronę, ustały przy nogach łóżka, w
którym, leżała Eleonor.
-
Czy nawet po śmierci muszą zatruwać życie?! – mruknęła zirytowana pod nosem.
Otworzyła oczy i zobaczyła wysokiego mężczyznę o długich, siwych włosach i
brodzie związanej na końcu srebrnym sznureczkiem. Miał na sobie szarobłękitną,
długą szatę, która podkreślała jego niebieskie, przenikliwe oczy.
-
Panno Stevens, co też pani wygaduje – zaśmiał się czarodziej. – Pani żyje.
Jesteś w szpitalu, w Hogwarcie – oznajmił jej, na co Eleonor wytrzeszczyła
oczy.
-
Pan jest Albus Dumbledore jak się nie mylę? – myślała na głos, w ogóle nie
przejmując obecnością dyrektora Hogwartu. Ten znowu się zaśmiał. Nastała chwila
ciszy, w której dziewczyna nad czymś gorączkowo myślała.
– A czy wiesz jaka dzisiaj data?
-
Mmm… Nie… profesorze – dodała pospiesznie ostatnie słowo, czując się
zobowiązana zwracać per profesor do takiej osobistości.
-
30 czerwca, zakończenie roku szkolnego.
-
Coo?! Na Merlina … ale co z moją nauką … ? – zapytała rozhisteryzowana Elle, na
co dyrektor znowu się roześmiał.
-
Jest pani chyba jedyną osobą, która w twojej sytuacji zamartwia się edukacją.
No może z wyjątkiem panny Granger…
-
Kogo? Zresztą nie ważne, ważne jest to, co ja teraz zrobię?
-
Spokojnie…
-
Ale jak to?
-
Z tego co wiem opuściłaś sześć miesięcy nauki. Ale słyszałem od Profesor
McGonagall, że masz tęgą głowę. Niech się pani nie martwi, powtórzy pani klasę
i … – nie dane mu było dokończyć, gdyż do sali wkroczyły dwie kobiety – Minerwa
McGonagall i Poppy Pomfrey.
-
Albusie – rzekła srogo Pani Pomfrey – miałeś dać dziewczynie spokój. Naprawdę
na chwilę Cie zostawić… – Dumbledore przewrócił oczyma. Ta jednak nie zauważyła
i zwróciła się do Emmy – A ty, dziecko leż i odpoczywaj spokojnie.
-
Ale ja nie chcę leżeć. Leżałam tu pewnie bardzo długo. Teraz chciałabym wstać –
odrzuciła kołdrę, spuściła nogi z łóżka i stanęła, lecz nie na długo – ledwie
zrobiła krok już leżała na posadzce.
-
No, panno Stevens, czy nie wyrażam się jasno? Nie odzyskałaś jeszcze sił, aby
spacerować. Jesteś na środkach znieczulających, więc nie wolno Ci się ruszać z
miejsca. A teraz kładź się do łóżka i wypij … – rzekła szukając czegoś na
stoliku przy jej łóżku – zaraz wracam z lekiem
- po tych słowach weszła śpiesznym krokiem do swojego gabinetu. Do
Eleonor podeszła ciocia Minerwa.
-
Elly jak się czujesz? – zapytała.
-
Znakomicie – odparła z nutką ironii – Jak można się czuć po sześciu miesiącach
w szponach Sama-Wiesz-Kogo? Jakbyś się czuła na moim miejscu? – dopowiedziała
trochę za bardzo się unosząc.
-
Dobrze, odpoczywaj – w tym momencie do pokoju wparowała Pani Pomfrey.
-
Znalazłam – i podała Emmie fiolkę z lekarstwem o dość nietypowym fiołkowym
kolorze. Wypiła płyn i niemal natychmiast się zachłysnęła. Lek smakował jak,
jak … eh… Nie dało się do niczego porównać, było takie obrzydliwe. Kiedy
powstrzymała swoje odruchy wymiotne zapytała oburzona, akcentując każdą sylabę:
-
CO-TO-JEST? Smakuje gorzej od Szkiele-Wzro i nawet Wielosokowy to przy tym
pyszności.
-
To lek, panno Stevens. Lekarstwo ma leczyć, a nie smakować – odpowiedziała
obojętnie pielęgniarka.
-
A miałaś okazję skosztować Eliksiru Wilosokowego? – zainteresowała się
McGonagall, unosząc przy tym brew.
-
Oj, nieważne – ciotka spojrzała przeszywającym wzrokiem na siostrzenicę.
-
No, Minerwo, nie męcz nam panienki, bo Poppy zaraz Ci coś zrobi, może wsypie ci
czegoś do herbatki – powiedział Dumbledore chcąc wprowadzić bardziej luźną
atmosferę, co spotkało się ze srogim wzrokiem ze strony pielęgniarki. Ten
uśmiechnął się tylko do niej i razem z Minerwą skierował się do wyjścia.
-
Ale co ze mną będzie? Przecież rodzice, moi rodzice nie żyją – znacznie
sposępniała.
-
Do osiągnięcia pełnoletniości twoim prawnym opiekunem będę ja – odezwała się
McGonagall – w wakacje będziesz się kurować, w tym roku szkolnym będziesz
uczęszczać do Hogwartu, powtórzysz klasę – na wiadomość, że będzie uczyła się w
Hogwarcie uśmiechnęła się.
-
Dziękuję, ciociu.
Bardzo fajny rozdział. Ja tutaj błędów za bardzo nie widzę, ale ja zwykle ich nie zauważam :) Cieszę się, że już niedługo będzie więcej akcji. Wiesz już jaki będzie pairing?
OdpowiedzUsuńZmieniłam nick z agullek96 na Coffie.Życzę weny i pozdrawiam.
Coffie
http://zemstaidealna.blogspot.com/ - zapraszam
Właśnie się miałam upominać o rozdział :PP
OdpowiedzUsuńRozdział ... mega! Ciekawa jestem, jakim to cudem znalazła się w hogwarcie?
buziaki! :D
Madeline
Czekam na rozwój akcji no i na motyw Dracona :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Pożoga
Bardzo mnie zaintrygowałaś, na pewno będę częściej wpadać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://dramione-never-say-never.blogspot.com/